#1 2010-07-24 14:20:29

Caroline Miguel

Slytherin

Zarejestrowany: 2010-07-24
Posty: 19
Punktów :   

Co się wydarzyło na Alei Twardowskiego?

Harmider, hałas, stukot obcasów modnych czarownic, szuranie starszych panów. A nade wszystko śpiew. Śpiew uliczny, pełen radości i sentymentów pomimo wszechobecnych tabliczek "zbieram na przeżycie" czy "proszę o pomoc".
Witamy na Alei Twardowskiego.
Uczennice akademii magicznej - Triadici - położonej gdzieś w głębokiej Irlandii, wcale jednak nie zwracały uwagi na przygodnych żebraków. Za to poświęcały się głęboko ulicznym wystawom. Każdą interesowało coś innego.
Caroline rozglądała się za książkami wartymi przeczytania, Vipera z zainteresowaniem przypatrywała się tajemniczym miksturom bez atestu Mistrza Eliksirów, Anita cmokała na widok korali w kształcie dementorów, zaś Hannah - prawdziwa Krukonka - zastanawiała się nad kupnem słynnej polskiej kawy, przy której można się uczyć do białego rana.
- Dziewczyny, a może skoczymy do Zielonej Budki? Mam ochotę na coś zimnego! - przekrzyknęła Vipera gwar ulicy.
- A wiesz, czemu nie - ochoczo zgodziły się dziewczyny. Nie należy się im dziwić - słońce było w swoim najwyższym punkcie, a one musiały nosić mundurki swojej akademii. Nawet po zdjęciu płaszczy, w bluzach i bluzeczkach wciąż było im gorąco.
Zielona Budka była najsłynniejszą w całej magicznej Europie lodziarnią. Tłumy turystów po odwiedzeniu tego budynku zarzekały się, że takich frykasów nie ma nigdzie na świecie.
Zatem dziewczyny po zakupie lodów usiadły w kawiarence i rozmawiały, zajadając.
- Piękna jest ta Polska - stwierdziła Caroline.
- O, mysaiysz rmyacyjiem - odparła Anita z pełnymi ustami. Hannah popatrzyła się na współdomowniczkę z dezaprobatą.
- Nie mów podczas jedzenia - rzekła.
- Oj tam, Hany... Haneczka, przyznaj lepiej Car rację - rzekła panna Mistran, jednocześnie upuszczając połowę gałki lodowej na swój mundurek.
- Och, ma rację. I co z tego wynika?
Dyskusja już miała się skierować na tory filozoficzne, jednak nagle na całej ulicy rozległ się dźwięk trąbki, zaś jej główną arterią właśnie przeleciały cztery skrzydlate pegazy.
- O, wesele! - krzyknęła Vipera. Parę osób zwróciło swoje głowy w jej kierunku, dziwiąc się że dziewczyna stwierdza fakt oczywisty. Jednak ich uwagę przykuła kareta ślubna, sunąca ulicą. Jak to w magicznych polskich rodzinach nakazywał zwyczaj, owa kareta dachu nie posiadała, więc widzowie mogli przypatrywać się do woli młodej parze splątanej w miłosnym uścisku.
Nagle rozległ się wrzask panny młodej.
- Zwariowała czy co? - zdążyła pomyśleć Caroline, zanim przerwał jej wybuch bomby.

---

- O cholera - powiedziała Vipera. Część ulicy w jednej chwili zamieniła się w gruzowisko. Kareta się połamała, zaś z jej środka wystawały części ciała pary młodej. Wtem jednak prefekt Slytherinu przypomniała sobie o swoich koleżankach. Po odszukaniu ich wzrokiem i uściskaniu się ("Jak dobrze, że żyjecie!"), okazało się że wszystkie cztery były tak samo zaszokowane wydarzeniami sprzed chwili.
- Eee... chyba powinnyśmy stąd zwiewać - przytomnie zauważyła Anita. - Jeśli dyrektorki usłyszą, że się wplątałyśmy w coś takiego...
- ...to nie uwierzą, że to nie moja sprawka - ponuro zażartowała Vipera. - Ale masz rację. Dziewczyny, zmywamy się stąd.

---

Po przepchaniu się do wyjścia na mugolską Saską Kępę, okazało się że aurorzy zdążyli już zablokować wszystkie drogi wyjścia z Alei Twardowskiego. Co poniektórzy ochotnicy próbowali wylecieć na swoich miotłach, ale i to okazało się niemożliwe. Uczennice Triadici były uwięzione w samym środku koszmaru.

Offline

 

#2 2010-07-24 14:21:42

Caroline Miguel

Slytherin

Zarejestrowany: 2010-07-24
Posty: 19
Punktów :   

Re: Co się wydarzyło na Alei Twardowskiego?

Dziewczyny nie miały nic do roboty. Po prostu musiały stać. Długo. W niemiłosiernie palącym słońcu do tego.
- Usmażę się na miękko – jęknęła Hannah.
- Nie przesadzaj – rzekła Caroline – Aż tak gorąco to nie jest.
- Łatwo tobie mówić! Wzięła sobie jedną koszulę, spódniczkę, kamizelkę i jej nie gorąco! – narzekała panna Brown.
- To po co brałaś tyle koszulek? Wiadomo było, że nie będzie padać! – odcięła się panna Miguel.
- Spokojnie, dziewczęta – Vipera usiłowała naśladować dyrektora Cullena. – Nic się nie dzieje, to tylko za dużo tych waszych napojów odurzających.
Nie wytrzymały i zaczęły się śmiać. Jednak akurat w tym momencie podszedł do nich jakiś wysoki mężczyzna z odznaką Biura Aurorów na piersi.
- Panienki pozwolicie ze mną.
Dziewczyny zebrały swoje rzeczy i szły jedna za drugą. Już żadna z nich się nie śmiała. Okazało się, że auror zaprowadził je do prowizorycznego stolika, przy którym czekało już trzech jego, równie ponurych, kolegów. A za nimi znajdowało się wyjście na Saską Kępę. W głowie Vipery już zaczął się układać diabelski plan.
- Różdżki poprosimy – rzekł blondyn, sprawiający wrażenie, że jest tu tylko po to, aby dręczyć wszystkich nieszczęśliwie obecnych na Alei Twardowskiego.
- Chwila, chwila – krzyknęła panna Snape. Dziewczyny ze zdumieniem zatrzymały swoje wyciągnięte ręce z różdżkami. – Co tu się właściwie stało? Dlaczego się nam odmawia wyjścia stąd?
- Proszę nam oddać różdżki i zachowywać się spokojnie… - próbował nieporadnie rozkazywać brunet. Vipera zerknęła na jego odznakę. Jakiś Brzenszczyszczykiewicz.
- Panie Bs… ensinsikiełicz, nie wiadomo mi o tym, abyśmy były podejrzane o dokonanie jakiegoś przestępstwa, a tak panowie wszystkich traktują! Prosimy o wyjaśnienia, czy to takie dziwne?
Przechodniowie stojący za nią kiwali głowami. Tak, ta dziewczyna miała rację. Oni się spieszą, a tu muszą jeszcze czekać na jakieś przesłuchanie, i nawet nie wiadomo, co się stało.
- Jestem księżniczką! – ryknęła Vipera, rozjuszona brakiem reakcji ze strony aurorów. – A to mój dwór! – pokazała ręką dziewczyny. Te, przestraszone, dygnęły i zaczęły udawać wiekowe matrony. – No! Patrzcie! My się śpieszymy na ceremonię z udziałem Jej Królewskiej Mości Elżbiety II – oby żyła wiecznie! – a panowie nas tutaj zatrzymują! – krzyczała na całą aleję. Przechodniowie, niektórzy zdumieni, niektórzy zaś wręcz rozbawieni, patrzyli na dziwaczną grupkę.
- No! – dodała dla pewności Vipera.
- Pani księżniczko, jakkolwiek się pani nazywa, niestety… - próbował podjąć wątek blondyn.
- Nie jestem panią księżniczką! Dla pana, nędznego poddanego, to jestem Jej Książęca Wysokość, Balladyna Pięćdziesiąta Piąta, księżniczka Stepów Czarnomagicznych, cesarzowa ziem Eliksirodobrych, et cetera, et cetera. Na kolana, nędznicy!
Porywająca przemowa plus mistrzowska iluzja stworzona przez jedną z lepszych czarnoksiężniczek w Irlandii sprawiła, iż urzędnicy polskiego Biura Aurorów istotnie padli jej do kolan. I zanim zdążyli się zorientować, dziewczyny już wyszły na Saską Kępę.

* * *
- Vip… Vipera, co… cię… na… pa…dło? – krzyczała zdyszana Anita, biegnąc za dziewczynami.
- Nic! – odkrzyknęła.
Dotarły już do rogu Alej Jerozolimskich i Marszałkowskiej. Był to długi bieg, ale wiadomo że w Irlandii poważnie się traktuje lekcje Quidditcha pod względem praktycznym, także dziewczyny były wysportowane.
Hotel Continental już majaczył im w zasięgu wzroku. Po chwili znalazły się w jego holu.
- Wreszcie jesteście! A my już się baliśmy o was! – krzyknęła Avea Adderly, dyrektorka Triadici.
- Omatko… - wydyszała Caroline.
- Przepraszamy za spóźnienie, profesor Adderly – pałeczkę przejęła Hannah, która zawsze miała odpowiednie podejście do nauczycieli. – Zagapiłyśmy się na wystawę sklepową…
- Oczywiście, ja to rozumiem, tak młode dziewczyny jak wy lubią takie luksusy – mrugnęła okiem Avea. – Chodźcie już na obiad, dopiero co podano do stołu, więc posiłek jest jeszcze gorący.

* * *

James Merlin Cullen krzywo popatrzył na wchodzące do sali dziewczyny. Surowy dyrektor nie przepadał za spóźnieniami.
- Te pięć minut możesz im odpuścić – szepnęła do niego właśnie siadająca Avea.
- No dobrze… - rzekł. – Odpuszczę. Ale nie tak łatwo… Od czasu naszego przyjazdu do Europy te dziewczyny wciąż pakują się w jakieś kłopoty! – stwierdził, przypominając sobie incydenty: z Paryża (ciekawe, czy odbudowali ten spalony kawałek Łuku Tryumfalnego), z Pizy (chociaż i tak ta wieża od dawna chyliła się ku ziemi) czy w końcu ten skandaliczny występ w Berlinie (ale swoją drogą, posłowie niemieckiego sejmu tańczący na Bramie Brandeburskiej… to było coś). A przecież zdążali tylko do Rzeczpospolitej Polskiej na wymianę uczniów! Tylko…

* * *

- Co będziemy robic po obiedzie? – spytała, jak zawsze niezorientowana, Caroline.
- Dyrektor zapowiedział, że jedziemy prosto do Kazimierza.
- Mhm. Do tej akademii?
- Taaa...
- Będzie ciekawie – powiedziała Vipera.
- Nie wątpimy, droga Vipusiu, nie wątpimy.

Offline

 

#3 2010-07-24 17:29:03

Vipera Snape

Hufflepuff

Zarejestrowany: 2010-07-22
Posty: 80
Punktów :   

Re: Co się wydarzyło na Alei Twardowskiego?

Haaah ;D

Jaaak zawszee Twoje opowiadania walają mnie na ziemię normalnie *-*

Jaa chce więcej ! Ja chcę więcej ! *skanduje*

Piisz taak daalej ;X


" No dawaj, kłóć się z sędziami, zmień zasady, oszukuj trochę... Zrób sobie przerwę. Będziesz się kaleczyć, ale graj (...) twardo, graj szybko, (...) swobodnie, na luzie (...), tak, jakby nie miało być jutra. OK, więc nieważne, czy wygrywasz, czy przegrywasz. Ważne, jak zagrasz. " Meredith Grey.

Offline

 
© 2010 Dyrekcja Triadicy- Twojej Szkoły Magii. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
BetonovĂŠ JĂ­mky RakovnĂ­k mapa fotowoltaiki wynajem autobusów Piła psycholog Piła savo