#1 2010-07-24 10:17:29

 Avea

Dyrektor szkoły

5672215
Zarejestrowany: 2010-07-16
Posty: 51
Punktów :   
WWW

Moja autobiografia z ŚM xD

Rozdział 1
Urodzinowa niespodzianka



Słońce wzeszło na aksamitnym błękicie przepędzając księżyc i lśniące gwiazdy. Złociste promienie oświetlały wszystko dookoła, dzień budził się do życia. Widać było jeszcze kropelki rosy na trawie i krzewach świecące w blasku słońca jak małe diamenty. Delikatny wietrzyk poruszał szeleszczącymi liśćmi, w koło  słychać było wesoły świergot ptaków. Jaskrawe promienie słońca rozświetliły cały dom przy Green Street 8 w Yorkshire. Ciepłe promyki wpadające do dziecinnego pokoju spoczęły na pogrążonej w śnie dziewczynce. Z rozsypanymi włosami na poduszce, wdzięcznymi piegami na jej drobnym nosku oraz delikatnym uśmiechu zdobiącym jej twarz wyglądała jak mały psotnik. Do jej uszu dotarł świergot ptaków wpadający przez uchylone okno. Leniwie otwarła oczy i przeciągnęła się w łóżku. Szybko wygramoliła się spod kołdry, gdyż wyczuła unoszący się po całym domu zapach smażonych naleśników. Błyskawicznie umyła się i ubrała w błękitną sukienkę i ruszyła w kierunku schodów prowadzących na dół do kuchni. Widząc długie schody i przylegającą do niej lśniącą poręcz nie wahała się ani chwili. Szybko wspięła się na nią i już po chwili w zawrotnym tempie sunęła ku dołu… coraz szybciej i szybciej… zbliżając się ku ostatniemu odcinkowi, wzbiła się wysoko w powietrze…
-Avea!
Dziewczynka drgnęła i spojrzała się w stronę krzyczącej kobiety, zaczęła opadać w dół.. czuła jak jej ciało opada… jeszcze trochę i będzie słychać wielki huk. Nic jednak takiego się nie stało. Av unosiła się nad podłogą, jakby niewidzialna siła unosiła ją w powietrzu by z lekkim tupnięciem wylądować z powrotem na ziemi.
- Czyś ty oszalała? Chcesz się zabić? Ile razy ci mówiłam byś nie zjeżdżała na poręczy?! Nie możesz normalnie zejść? Zajęłoby ci to tylko kilka sekund więcej! Pewnego dnia złamiesz sobie kark! – wykrzykiwała ostro wyglądająca kobieta w fiołkowej pelerynie i ciasno związanych w koczek srebrnych włosach.
- Ależ babciu, nic mi się nie stało. Przecież nie mam już 5 lat!
- Eh… Co ja mam z tobą począć co? Jak tak dalej pójdzie skrócisz mi żywot o dobre kilka lat – odpowiedziała kobieta z iskierką rozbawienia jarzącą się w jej szmaragdowych oczach.
- Chodź do kuchni, specjalnie upiekłam ci naleśniki. Pewnie to one tak szybko postawiło cię na nogi.
- Oczywiście. Dobrze wiesz, że je uwielbiam babciu, a nikt nie robi ich lepiej od ciebie.
Przekomarzając się dotarły do kuchni. Avea szybko napełniła swój brzuch pysznymi naleśnikami wysmarowanymi obficie dżemem popijając sokiem.
- O której mama dzisiaj wróci? – zapytała po chwili dziewczyna.
- Chyba koło 15. Wiesz jak to jest w Ministerstwie. Twoja matka ma dużo pracy, a o twoim ojcu już nie wspomnę, jako Auror ma naprawdę dużo rzeczy do zrobienia.
Tak, dziewczyna dobrze o tym wiedziała. Oboje rodzice dziewczynki pracowali w Ministerstwie Magii. Janett Adderly pracowała w Departamencie Łączności – kontrolując sieć Fiuu , a jej ojciec Marko w Biurze Aurorów – zajmował się łapaniem czarnoksiężników i odsyłaniem ich do Azkabanu – więzienia czarodziejów.
- Szkoda… Ciekawe kiedy Marida mnie odwiedzi… Nie lubię bawić się sama. – odpowiedziała smutnym głosem Av.
- Czemu nie pobawisz się z jakimś dzieckiem z okolicy? A ten chłopak Qulocha? Mieszka przecież naprzeciwko – odparła lekko kobieta.
- Z Darkenem? Mowy nie ma! Już wolałabym towarzystwo karalucha! – szybko wyrzuciła dziewczyna z gniewną miną na twarzy.
Nie bez powodów nie znosiła swego „ukochanego” sąsiada. Już od najmłodszych lat uprzykrzał jej życie. Wkładając patyk w szprych jej ślicznego rowerka i powodując nabicie kolana i kilku siniaków nie zaskarbił sobie jej przyjaźni. A to jak włożył do jej łóżka stado kumkających ropuch dotąd mu nie wybaczyła. Jej głośny pisk słychać było w całej chyba okolicy. Szarpanie za warkocze i…. nie, nie ma mowy! Nigdy, przenigdy nie zamierzam spędzać z nim czasu! Jeszcze jej życie miłe.
- To ja już wolę spędzić ten czas sama. – odpowiedziała wyzywająco dziewczynka. – Pójdę na spacer.
- Dobrze kochanie, tylko nie włócz się zbyt długo. Jak tylko idziesz na ten twój spacerek wracasz popołudniu. Przetrzepię ci ten twój czarny tyłek miotłą pewnego pięknego dnia.
- Dobrze, dobrze babciu – odpowiedziała Av uśmiechając się szeroko. – Ty tak zawsze mówisz. – odpowiedziała dziewczyna i biegiem wymknęła się z domu.
- Co za dziecko! Znowu zapomniała że ma dziś urodziny! A dziś kończy 11 lat! – mruknęła cicho po kuchni kobieta. – Lepiej wezmę się za robotę bo znowu nie zdążę! Przyjęcie musi być gotowe na czas. A ta mała psotnica nie wróci do domu wcześniej niż ją żołądek z powrotem nie zawoła. – to powiedziawszy z uśmiechem ze swego żartu energicznie zaczęła stukać różdżką to tu to tam, gotując przysmaki na dzisiejszą ucztę.


- Znowu się zasiedziałam! Rany tylko nie to! Babcia mi znowu będzie suszyć głowę! – rzuciła do siebie zlękniona dziewczynka i  rzuciła się biegiem w drogę powrotną. Wbiegając wszystko po schodach myślała już jaką reprymendę tym razem dostanie. Wszak rodzice na pewno już wrócili z pracy.
- Avea kochanie, jak ty wyglądasz! Tarzałaś się w błocie czy co?  - ledwo przekroczywszy próg domu dziewczyna już stanęła przed obliczem swej matki. Spojrzawszy na siebie ujrzała wielkie plamy brudu.
- Poślizgam się na kamieniu i wpadłam do strumyka – bąknęła Av.
- Marsz do łazienki, szybko się przebierz bo nie zdarzysz na kolacje. Tylko się pośpiesz, goście niedługo przyjdą. Już mieliśmy cię szukać z ojcem. Dosłownie ty powinnaś mieć przy sobie te mugolskie urządzenie. Jak ono się zwie? GPS? Wtedy byśmy wiedzieli gdzie znów się włóczysz – ze śmiechem powiedziała kobieta.
- Goście? Jacy goście? – ze zdziwieniem malującym się na jej twarzy zapytała mała psotnica.
- Avuś znowu zapomniałaś o swych urodzinach? Kiedyś sama zginiesz, naprawdę. Uciekaj na górę szybko się przebrać i umyć. Marida zaraz przyjdzie wraz z Amirą i pozostali.
- Dobrze już pędzę. – z uśmiechem na twarzy odpowiedziała dziewczyna i rzuciła się biegiem na górę.

- No nareszcie jesteś! – powiedziała Janett patrząc jak jej córka wbiega z powrotem już umyta i ubrana. Szybko się uwinęłaś jak zwykle. Cóż refleks masz dobry szkoda, tylko że nigdy na zegarek nie patrzysz.
- Eh… Troszeczkę się zasiedziałam. Zapomniałam że to dziś mam urodziny. Każdemu może się zdarzyć. – z przekorą odpowiedziała Av.
- No cóż kochanie wszystkiego najlepszego ci życzymy – powiedziała matka przytulając ją mocno. Jak na zawołanie zmaterializował się jej ojciec, również składając gorące życzenia wraz z babcią. W chwili później rozległ się głośny gong dzwonka oznajmiający przybycie pozostałych gości. Wkrótce salon wypełnił się ludźmi. Przybyła starsza siostra Avei, Amira – dwudziestoletnia czarnowłosa dziewczyna  z gorącym uśmiechem malującym się na jej twarzy powitała swą siostrę.
-Avea siostrzyczko wszystkiego najlepszego! – rzuciła ściskając ja mocno w uścisku. – Mój prezent jest tamten na boku – powiedziała cicho siostra. – uważaj by nie stłuc!
- Amira teraz moja kolej, weź się pośpiesz! – rzuciła Marida Black w pośpiechu.
- No Avciu tysiąc lat i jeszcze więcej. Byś dożyła sędziwego wieku jak sam Dumbledore! Oczywiście bez siwej brody! – życzyła kuzynka ściskając ją mocno. I tak solenizantka przechodziła z rąk do rąk otrzymując prezenty i serdeczne życzenia.
- Pootwieraj teraz prezenty!-  rzuciła babcia do Av.
Dziewczyna z radością spełniał prośbę. W tym roku dostała więcej prezentów niż zwykle. Od rodziców śliczną ciemnobrązową sowę jarzębiatą. Nazwala ją Anibella ku zadowoleniu zgromadzonych. Od siostry delikatnie odpakowała prezent -  komplet młodego alchemika. Od babci słodycze z Miodowego Królestwa. Otrzymała również kilka książek: m.in. Historię Hogwartu, piękną turkusową szatę wyjściową, wielką lunetę do obserwowania gwiazd oraz komplet szachów czarodziejów.
Nagle ujrzała znienawidzoną twarz. Od razu jej dobry nastrój prysł jak bańka mydlana. Darken podglądał zbiorowisko przez okno. To nic dobrego nie wróżyło. Chyba tylko ja to zauważyłam, ciekawe co on tym razem kombinuje pomyślała dziewczyna.
Został wniesiony właśnie ogromny tort z wylukrowaną jedenastką. Jednym machnięciem różdżki ojciec pozapalał świeczki.
- Pomyśl życzenie kochanie  - powiedziała matka.
-Spojrzawszy na tort odechciało mi się wymyślać jakiekolwiek inne życzenie niż zatłuc sąsiada na kwaśne jabłko. Z daleka co wyglądało na lukrowe ozdoby zatopione w cieście ukazały się wielkie brązowe robale. Zatłuc to mało pomyślała dziewczyna. Spojrzała w kierunku okna. Darken zwijał się ze śmiechu mówiąc coś, co z ruchów warg zrozumiałam jako: wszystkiego najlepszego złośnico! Ta zniewaga krwi wymaga! Spojrzała na matkę to na torta. Szybko przywołałam na swej twarzy uśmiech i zdmuchnęłam świeczki myśląc o zemście jaką sprawię sąsiadowi.
Rozległ się flesz aparatu i głośne oklaski.
- Zaraz pokroję tort! – rzuciła matka.
Ze zgrozą na twarzy patrzyłam na wstrętne robale, które właśnie zaczęły chodzić po całej powierzchni ciasta. Matka po spojrzeniu na jej kunsztowno wykonany tort z obrzydzeniem ujrzała wielkie pluskwy. Ze strachu pisnęła i w panice rzuciła tort do góry – nienawidziła szkodników, pająków a robale to już w ogóle. Wszyscy gwałtownie się odsunęli, prócz mnie. Patrzyłam jak na zwolnionym tempie tort podnosi się do góry i opada mi na głowę. Rozległ się w całym domu mój jęk i pisk gdy poczułam jak robale mnie obchodzą. Zaczęłam się miotać w panice by je z siebie zrzucić!
- Ajjjjjjjj……. Zabierzcie to ze mnie! – krzyczałam.
Trwało to dobrą minutę zanim mnie uratowali od wstrętnych robali i skończyli się pokładać ze śmiechu. Może i to wyglądało śmiesznie dla innych jednak z pewnością nie dla mnie! Czułam rządzę mordu! Spojrzawszy w okno upewniłam się co do swych odczuć! Darken zwijał się z uciechy. Z pewnością oglądał całe te moje przedstawienie gdy próbowałam zrzucić wstrętne robaki. Czując że pieką mnie policzki szybko wymknęłam się z salonu. Udałam się jak najszybciej z dala od zgromadzenia, miałam piekące łzy wstydu pod powiekami. Nigdy w życiu nie byłam na tak koszmarnym przyjęciu! Zaryglowałam się w łazience próbując zmyć z siebie słodkie ciasto. Minęło może z parę sekund gdy usłyszałam pod drzwiami głos matki. Strasznie mnie przepraszała za tak nieudane urodziny. Nie miałam do niej pretensji. Brzydziła się insektów chyba bardziej ode mnie. Doprowadziwszy się do porządku otworzyłam drzwi i słuchałam zapewnień, że nic się nie stało. Ja jednak wiedziałam że jest inaczej!
- Zemszczę się za ten upiorny wieczór choćby miała to być ostatnia rzecz jaką dokonam w swym żywocie! – powiedziała cicho do siebie dziewczyna.

Offline

 

#2 2010-07-24 13:56:59

Caroline Miguel

Slytherin

Zarejestrowany: 2010-07-24
Posty: 19
Punktów :   

Re: Moja autobiografia z ŚM xD

Ciekawe, cóż spotka sprawcę tego zamieszania na urodzinach... Ale żeby komuś zepsuć urodziny? To się nie mieści w głowie! Oby spotkała tego kogoś słuszna kara... :P
Pod względem technicznym jest niezgorzej, merytorycznie bardzo fajnie, oczekuję ciągu dalszego!

Offline

 

#3 2010-07-26 00:09:32

 Avea

Dyrektor szkoły

5672215
Zarejestrowany: 2010-07-16
Posty: 51
Punktów :   
WWW

Re: Moja autobiografia z ŚM xD

Rozdział 2
Zemsta



Po niewypale urodzinowego przyjęcia Avea wrócił do siebie. Ujrzała swe prezenty u wezgłowia  łóżka. Widocznie ktoś je tutaj zaniósł, gdy rozpaczałam w łazience - pomyślała dziewczyna. Zaczęła je z uwagą oglądać. Jej wzrok nagle zatrzymał się nad prezentem od swojej siostry. Amira, jako iż od niedawna uczyła eliksirów w Hogwarcie podarowała jej komplet alchemika. Zawsze była ona fanką wszelkich możliwych wywarów i chciała zarazić tą manią swą siostrę, dlatego też co urodziny otrzymywała od niej coraz to kolejne przybory do ważenia eliksirów.  Av spojrzała raz jeszcze na otrzymany prezent. Były tam różne fiolki z niezbędnymi składnikami do sporządzania wywarów oraz gruba księga z integrencjami. Zaczęła kartkować od niechcenia księgę, rozmyślając o tym jak odpłacić się Darkenowi za jego prezent urodzinowy. Nagle jej wzrok przyciągnął pewien eliksir. Jego skutki wydawały się tak śmieszne, iż warto by się zastanowić czy bym umiała go uwarzyć - zastanawiała się Avea. W swych myślach zaczęła opracowywać plan. Prześledziła dokładne składniki i integrencje.
- Cóż nie wydaje się trudny do uwarzenia – mówiła cichutko do siebie dziewczyna – a chyba wszystkie składniki mam. Słodko będzie! Już on mi zapłaci za zepsute urodziny!


Następnego dnia wstała jak zwykle wcześnie, ubierając się już myślała o tym, co musi uczynić aby Darken zrozumiał iż z nią nie należy zadzierać. Po pośpiesznym zjedzeniu śniadania oznajmiła babci, że chce poeksperymentować prezentem urodzinowym od Amiry.
- Chcesz ważyć eliksiry? – spytała zaskoczona babcia. – Dobrze się Avuś czujesz? Może masz gorączkę? Ty przecież nienawidzisz eliksirów!
- No cóż, chciałabym chociaż spróbować. Nie zaszkodzi prawda? W końcu mama była z eliksirów bardzo dobra, a Amira ich naucza. Nie chce wyjść na sierotę gdy pójdę do szkoły. Oczywiście o ile mnie przyjmą ma się rozumieć.
- O właśnie, to mi o czymś przypomniało! Przyszło to dzisiejszą pocztą. – powiedziawszy to kobieta podała grubą pergaminową kopertę.
Avea złapała szybko list i zaczęła czytać adres na kopercie:

Pani A. Adderly
Green Street 8
Yorkshire
Anglia



- O rany! To chyba wiadomość ze szkoły! – wykrzyknęła podekscytowana dziewczyna. Szybko rozerwała kopertę, wyjmując list.


HOGWART
SZKOŁA MAGII I CZARODZIEJSTWA
Dyrektor: James Merlin Cullen



Szanowna Pani Adderly,
Mamy przyjemność poinformować Panią, że została Pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Dołączamy listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny rozpoczyna się 1 września. Oczekujemy Pani sowy nie później niż 31 sierpnia.

Z wyrazami szacunku,
Marida Black
Zastępca Dyrektora.



- Przyjęli mnie babciu! – zawołała Av rzucając się jej w objęcia.
- A myślałaś, że cię pominą? – spytała ze śmiechem kobieta. – Przecież ty już wykazujesz dużo magii. A właśnie to mi o czymś przypomniało. Nie wiesz może gdzie są wszystkie sztućce? Wczoraj musiałam otworzyć inny komplet bo nie mogłam znaleźć innych.
- Eee… - zaczęła niepewnie dziewczyna. – Chyba coś o tym wiem. No więc… tak niechcący je pozamieniałam. – odpowiedziała ze skruchą w głosie Av.
- To że pozamieniałaś to wiem, chciałabym tylko wiedzieć na co. – spytała starsza pani rozglądając się po domu.
- Hm.. no na te ładne wazoniki – powiedziała dziewczyna wskazując palcem na rozstawione po całym domu srebrne wazony na kwiaty. - Ładnie się świecą prawda?
- Tak pięknie. – odrzekła babcia i jednym ruchem różdżki z powrotem przywróciła postać sztućcom przywołując je z powrotem do kuchni.
- Świetnie, teraz chodź dam ci śniadanie. – powiedziała kobieta zapraszając wnuczkę do kuchni. Po zjedzeniu śniadania szybko ruszyła w kierunku swego pokoju.
- A ty gdzie uciekasz? Zostawiłaś coś na górze?
- Eee… nie. Idę pobawić się w alchemika. – odpowiedziała dziewczyna.
- Jeszcze ci nie przeszło? Skoro musisz to idź – odrzekła ze śmiechem starsza pani – Zajrzę tam później do ciebie i popatrzę jak ci idzie.
- Eee może lepiej nie… Będziesz się śmiać! Chcę samotnie eksperymentować. -  szybko wyrzuciła dziewczyna, w duchu bojąc się, że misterny plan się nie powiedzie.
- A jak rozpalisz ogień do warzenia eliksiru? Poza tym nie znasz się na gotowaniu obiadu a co dopiero wywaru. Źle ustawisz kociołek i się poparzysz. Pomogę ci. – dodała przekonująco starsza pani.
- Eee… zawołam cię jakby co, dobrze? – zapytała babcie.
- Dobrze już dobrze, tylko dopóki nie przyjdę nie rób nic niebezpiecznego sama bo wysadzisz domu w powietrze.
- Nie będzie tak źle – z uśmiechem powiedziała Avea ruszając w kierunku swego pokoju.
Dotarłszy na górę zaczęła dokładnie studiować integrencje eliksiru oraz szykować niezbędne składniki.
- O kurczę, nie mam szczurzych ogonów! – zawołała ze zgrozą dziewczyna. – I co teraz będzie?
- Chyba muszę zajrzeć do mamy szafki, tam ma dużo różnych składników do przyrządzania wywarów – to postanowiwszy ruszyła żwawym krokiem w kierunku szafy znajdującej się w gabinecie pani domu.
- Rany ile tego jest- jęknęła dziewczyna, gdy ujrzała koło stu słoików. – Dobrze że wszystko z nalepkami jest. Hm.. rdest ptasi, ślaz, sok z pijawek, nie to nie to….- mówiła do siebie dziewczyna.
– Ooo… śledziona szczura. Mama ma zawsze wszystko posegregowane, więc to musi być gdzieś tutaj. Stanęła na palcach próbując zajrzeć na półkę wyżej. – O są! Szczurze ogonki!
Szybko złapała słoik, próbując z wysokości go zdjąć. Czuła, że słoik wymyka się jej z ręki.
– Nie, tylko nie to – jęknęła i rzuciła się na podłogę, łapiąc go tuż nad ziemią.
- Uff..  niewiele brakowało. Ma się ten refleks – mruknęła do siebie, zadowolona.
Szybko wyjęła kilka ogonków, zakręciła i odstawiła słoik na miejsce.
- No teraz mam już wszystkie składniki – z uśmiechem na twarzy ruszyła z powrotem.
Skoro już mam wszystko zawołam babcie by mi w reszcie pomogła. Może bardzo się nie zdziwi tym wywarem. To ustaliwszy złapała księgę z integrencją i biegiem ruszyła do kuchni.
- Już wybrałam eliksir babciu! – zawołała dziewczyna wbiegając do pomieszczenia.
- Już? Taks szybko? Świetnie. Pokaż no ten przepis. – tylko lekko zerknąwszy zmarszczyła czoło.
- Jesteś pewna że na pierwszy raz chcesz akurat ten uwarzyć? Nie lepiej coś praktyczniejszego?
- Nie. Chcę spróbować tego. Pomożesz mi prawda, babciu? Nie jest trudny, przecież wiem, że damy sobie razem z nim radę – powiedziała Av przywołując najładniejszy ze swoich uśmiechów.
- Dobrze, niech będzie ten. Ale na mnie nie będziemy go testować! Ostrzegam z góry! Chodźmy.
Wraz z pomocą kobiety ustawiły prawidłowo kociołek, pododawały wszystkie niezbędne składniki. Po skończonym warzeniu Avea odetchnęła z ulgą.
- Wyszedł prawda? – spytała cicho.
- Ależ oczywiście! Jest dobry i gotowy do spożycia. Chcesz wypróbować jego działanie? – zapytała starsza pani a w jej oczy świeciły z uciechy.
- Hm...nie. Przechowam go na później. – napełniła dużą próbówkę eliksirem.
- Jak tam chcesz. Ja teraz wracam na dół obiad ugotować.
- Dziękuję za pomoc babciu.
- Nie ma za co. Miło się z tobą pracowało kochanie. – to powiedziawszy szybko zeszła na dół.
Po dokładnym zakorkowaniu i schowaniu mikstury, zaczęła zastanawiać się nad realizacja dalszego planu. Jej ofiara ewidentnie musi eliksir wypić i to w dość sporej ilości. Avea wiedziała dobrze, że musi postarać się zakraść do jego domu i dolać jej niespodziankę do soku czy tez mleka – innej rady nie będzie. Cóż, plany wyglądająco tak idealnie i prosto w rzeczywistości taki nie był. Rozważała ciągle różne wersje i propozycje gdy głos matki wyrwał ją z rozmyślań.
- Już idę – okrzyknęła Av.
- Gratuluję przyjęcia do szkoły! – z dumą w głosie powiedziała matka dziewczynki jak tylko ta wbiegła do salonu. – Jesteśmy z ojcem z ciebie dumni. Będziesz najzdolniejszą uczennicą na roku!
- Dziękuję – bąknęła zawstydzona.
- A ty mamo nie powinnaś być teraz w pracy? – zapytała zaciekawiona.
- Zwolniłam się dzisiaj wyjątkowo wcześnie z pracy. Idź szybciutko się przebierz to wybierzemy się dzisiaj razem na zakupy. Musisz mieć niezbędne wyposażenie do szkoły.
- Super! Na ulicę Pokątną prawda? –
- Oczywiście! Gdzieżby indziej? Przecież nie na Nokturnie. – zażartowała matka.
Dziewczynka w podskokach ruszyła z powrotem do swego pokoju by doprowadzić się do porządku. Po chwili była gotowa do drogi. Już miała wracać do salonu gdy jej wzrok zatrzymał się na zakorkowanej buteleczce.
- Może powinnam go wziąć? Cóż.. nigdy nic nie wiadomo kogo się spotka po drodze a eliksiru i tak jest dużo. To powiedziawszy do siebie cicho odszukała mniejszą fiolkę, przelała do nie polowe eliksiru. Złapała małą  skórzaną torebkę, wkładając tam eliksir oraz swoje oszczędności ze skarbonki, szybko ruszyła na dół.
- O już jesteś… Świetnie. – Janett złapała  wielką ozdobną misę. – Proszę kochanie, weź troszkę proszku. Tylko pamiętaj  by tym razem zamknąć oczy.
- Dobrze, dobrze. Postaram się nawet nie zawadzić łokciem o nic – zapewniła ją Av.
W chwili dodania proszku Fiuu do paleniska ogień zasyczał i zazielenił się. Dziewczynka weszła do wielkiego kominka w salonie. Poczuła znane jej powiewy ciepła ognia oraz dym popiołu.
- Na Pokątną! – krzyknęła. W chwili później poczuła jak ogromna siła wessała ją i przemieszczała z ogromną prędkością. Szybko zamknęła oczy. Gdy poczuła, że już dłużej nie wytrzyma w tym wirze dotarła na miejsce. Na chwiejnych nogach wyszła z dużego kominka. W chwilę później zmaterializowała się jej matka.
- No i jak? Było lepiej niż ostatnio?
- Eee.. chyba wolę miotłę – wyszeptała cicho, wciąż kręciło się jej w głowie, a całe ubranie miała w popiele i sadzy.
- Cała jesteś w sadzy. Daj, pomogę ci. – to powiedziawszy szybkim ruchem różdżki usunęła cały brud. – No teraz lepiej. – zawołała ucieszona pani Adderly.
- A teraz chodźmy na zakupy. – rzeczowym tonem oznajmiła matka, chwytając dziewczynkę za rękę.
Rozejrzałam się wkoło. Byliśmy jak zwykle w Dziurawym Kotle. Z powodu dość późnej pory bar był dość zatłoczony.
- O Janett.  Witam droga pani! – usłyszałam nagle głos mężczyzny. Spojrzawszy do góry ujrzałam barmana, opartego o ladę. Jak zwykle uśmiechał się do mej pięknej matki.
- Witaj Tom. – przywitała się pani Adderly.
- Jak zwykle na zakupy? – zagadnął do niej.
- Tak, muszę kupić niezbędne rzeczy do szkoły dla mojej córki. – wyjaśniła.
Jego wzrok spoczął na mnie.
- Czy to nie Avea? Ale urosłaś. Życzę miłych zakupów. – dorzucił barman.
Podziękowaliśmy i ruszyliśmy szybkim krokiem. Wychodząc w baru stanęliśmy koło dużego muru. Moja matka fachową ręką stuknęła w odpowiednie cegły. Murek szybko uskoczył i ukazało się przed nami przejście na ulicę Pokątną.
- Chodź kochanie, najpierw kupimy ci szatę.
Ruszyłyśmy wśród zgiełku ludzi w odpowiednim kierunku.
- O to tutaj. – rzekła matka pokazując mi budynek. Śnieżnobiała budowla z dużymi oknami, na których były ukazane modne stroje w różnych kolorach. Na wielkim szyldzie tłustym drukiem było wypisane – Madame Malkin. Szaty na wszystkie okazje.
Raźnym krokiem wkroczyłyśmy do sklepu. Po chwili właścicielka podeszła do nas przyjmując zamówienie. Po kilku minutach już miałyśmy ładnie zapakowane moje stroje do szkoły. Dziękując i płacąc moja matka wraz ze mną ruszyła w kierunku kolejnego sklepu.
- Janett? To ty? – usłyszeliśmy glos za sobą. Jak na komendę odwróciliśmy się do tyłu.
- O witaj Mary – przywitała się moja matka a ja bąkłam pod nosem cicho dzień dobry.
- Jak widzę ty również na zakupach ze swoją pociechą. My również z Sil postanowiłyśmy się wybrać.
Po tym zdaniu spojrzałam na dziewczynę u jej boku. Silena była naprawdę śliczna. Jej długie brązowe włosy zawijały się w gęste loki. Pozazdrościłam jej od razu tej fryzury. Szczupła sylwetka, pełne usta oraz zielone oczy. I ani jednego piega na nosie! Istny ideał. Dziewczynka nieśmiało się do mnie uśmiechnęła.
- Cześć – wybąknęła cicho.
- Witaj! – powiedziałam do niej z uśmiechem na twarzy.
- Gdzie teraz idziecie? – spytała się matka Sileny.
- Do księgarni. Możemy iść razem. Akurat dziewczynki się lepiej poznają. Avea ciągle narzeka na brak towarzystwa. W końcu będą w jednej szkole.  – szybko odpowiedziała pani Adderly.
Ruszyłyśmy w zgranym szyku. Nagle moje spojrzenie spadło na czarnowłosego chłopca. Aż z wrażenia na moment się zatrzymałam. No nie, ja to mam naprawdę pecha! Darken na Pokątnej!
- Nie, tylko nie on – jęknęłam.
Sil poszła za moim wzrokiem spoglądając na chłopaka.
- Znacie się? – spytała z ciekawości.
- Taaak, to  mój znienawidzony sąsiad. – dodałam z mściwym wyrazem twarzy.
Widząc moją minę Lily zapytała się czym tak zawinił. Nie wytrzymałam i opowiedziałam o przykrych urodzinach. 
- Co za chamskie chłopaczysko – rzuciła dziewczynka.
- Wiem. I zemszczę się na nim! Zapłaci mi za wszystko!
- Jak chcesz to zrobić? – spytała cicho moja towarzyszka.
- Z pomocą babci uwarzyłam pewien eliksir. Eh.. ale to nie takie proste. Musze mu to do soku dolać żeby wypił. Efekt będzie wart oglądania, o ile książka się nie myliła.
Przełamawszy pierwsze lody ja i Silena rozpoczęłyśmy gadać o wszystkim i o niczym. Szybko minęły nam zakupy. Miałam już  wszystkich przyborów: między innymi mojej nowej różdżki 11 cali, kasztanowiec i pióro feniksa – idealnej do transmutacji, jak twierdził pan Olivander. Nasze matki stwierdziły, że pójdziemy coś zjeść. Ruszyłyśmy żwawym krokiem w stronę dziurawego Kotła. Uśmiechnięty Tom jak tylko nas ujrzał wskazał odpowiedni w kącie stolik. Szybko podano nam obiad. Ja wraz z Lily wręcz rzuciłyśmy się na jedzenie. Cóż, nie sądziłam iż jestem taka głodna. Po skończonym posiłku nasze matki rozpoczęły debaty na temat zmiany jakie zaszły w Ministerstwie Magii. Pani Avery, matka Sileny pracowała w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów.
Nie zwracając na nas uwagi zaczęłyśmy debatować na temat domów w Hogwarcie.
- Do jakiego domu byś chciał trafić? – spytałam się z ciekawością.
- Czy ja wiem do jakiego się nadaje? Chyba Ravenclaw – tak samo, jak moja mama a ty?
- No cóż mój ojciec był w Gryffindorze, a matka w Ravenclawie. Najlepiej jak do któregoś z nich. Chociaż Hufflepuff też nie jest zły.
Tak rozmawiając mijał nam czas. Nagle Sil powiedziała:
- Patrz kto tam siedzi!  - wyszeptała moja koleżanka.
Spojrzałam w odpowiednim kierunku. Po przeciwnym końcu pubu siedział Quiloch wraz z jakimś kolegą. Idealna okazja na wypróbowanie mojego eliksiru! Spojrzałam na Sil i objaśniłam jej plan. Poinformowałyśmy nasze matki, że idziemy do ubikacji. Przytaknęły nam ochoczo wracając do przerwanej rozmowy. Szybko zerwałyśmy się na nogi. Ruszyłyśmy w odwrotnym kierunku niż powinniśmy.
- Dobrze, musimy odwrócić ich uwagę. Tak by wyszli z miejsca. Masz może jakiś pomysł? – zapytałam dziewczynę.
- Hm.. szczerze mówiąc to żadnego.
- Na podrywaniu chłopaków pewnie się nie znasz? – spytałam się Sileny.
- Niestety nie… Od razu język mi się plącze. – westchnęła zrezygnowana.
Nigdy nie myślałam, że zemstę można tak trudno realizować.
- Pójdziesz do nich i powiesz, że ktoś ich woła. Ja szybko doleję do jego soku i jak gdyby nigdy nic wrócimy do stolika.
- No nie wiem.. – wahała się dziewczyna.
- Sil proszę cię, pomóż mi! On musi zapłacić za te pośmiewisko z robalami!
- No dobrze.. ale jak nie pójdą za mną to już nie będzie moja wina!
- Nie, nie będzie. Dziękuję! – szybko powiedziałam i uścisnęłam nowa koleżankę.
Silena z odważną mina ruszyła naprzód. Podeszła do nich, coś mówiąc i wskazując wyjście na ulicę Pokątną, uśmiechając się przy tym słodko i niewinnie. Chłopcy jak na komendę ruszyli w wskazanym przez nią kierunku. Wiedziałam, że mam tylko kilka sekund. Szybko dobiegłam do stolika, wyciągłam i odkorkowałam fiolkę. Wlałam cały wywar do kremowego piwa Darkena. Uśmiechając się do Sil szybko wraz z nią ulotniłam się z miejsca zdarzenia.
- O dziewczynki, już jesteście. My się będziemy już zbierać chyba do domu, prawda Av. – rzuciła do mnie matka.
- Mamo jeszcze chwilkę – poprosiłam. – Chciałabym troszkę porozmawiać z Sileną.
Nie chciałam, by cały trud mej zemsty poszedł na marne. Musiałam obejrzeć cale przedstawienie!  Nagle Silena szturchnęła mnie łokciem. Spojrzałam na nią oraz na salę. Darken wraz z kolegą wrócili do stolika wyraźnie wkurzeni.
- Coś ty im nagadała? – szepnęłam do niej
- Lepiej nie pytaj – dodała z chichotem dziewczyna.
- Patrz, pije piwo kremowe! – zawołałam podekscytowana. – Mam nadzieję że zadziała!
Patrzyłam jak Darken dopija całe piwo! Nie minęło kilka chwil, gdy wydarzyło się kilka rzeczy naraz. Towarzysz Quilocha wrzasnął, wytrzeszczył oczy na swego kolegę i ze śmiechu opluł się piwem. Nie dziwiliśmy mu się! Na naszych oczach w kilka sekund Darken porósł tak gęstą sierścią, że przypominał teraz wielkiego, czarnego goryla w szacie czarodzieja! W panice w głosie Quiloch zerwał się na równe nogi z przerażenia. Cała sala spojrzała na niego i zgięła się w pół. Ja wraz z Sil dosłownie miałyśmy łzy w oczach od nieustannego śmiechu. Jego kolega nie mógł wydobyć z siebie żadnego słowa, patrzył i się chichrał. Nagle usłyszeliśmy duży wrzask – to towarzysz mego znienawidzonego sąsiada spadł z wrażenia z krzesła. Darken w szoku rozejrzał się po sali. Jego wzrok spoczął na mnie! Gdyby wzrok mógł zabijać leżałabym  jak nic martwa. Z wściekłością patrzył jak zwijam się ze śmiechu. Pomógł wstać swemu towarzyszowi, złapał go za rękaw i zaciągnął  pod duży kominek w pubie. Szybko ogień zazieleniał. Wbiegł do kominka, wykrzyczał chrapliwym głosem adres i już go nie było. Jego towarzysz pozbierawszy wszystkie pakunki wbiegł w ogień i również się ulotnił. Ocierając łzy ze śmiechem na ustach spojrzałam na Silenę.
- A jednak zadziałało!
- Co to w ogóle był za wywar? – zaciekawiona spytała mnie.
- Eliksir Bujnego Owłosienia – nie sądziłam, że będzie miał taki efekt! – szybko wyjaśniłam koleżance.
Moja matka nawet nie zauważyła całego zamieszania, tak była pochłonięta rozmową. Spojrzawszy na mnie, uśmiechnęła się.
- I jak Av, masz już dość wrażeń? – zapytała.
- Taaak. Chyba już późno. Tata niedługo wróci.
Szybko pożegnaliśmy się z naszymi towarzyszkami i udaliśmy się z naszymi pakunkami do domu.
- To był cudowny dzień mamo. Od dziś uwielbiam zakupy! – powiedziałam swej rodzicielce i z uśmiechem na twarzy odtworzyła w swych myślach minę sąsiada.
- Taaak zapłacił za swoje! – wyszeptała Av.

Offline

 

#4 2010-07-26 10:30:34

Jeremi Cannelle

Ravenclaw

Zarejestrowany: 2010-07-22
Posty: 15
Punktów :   

Re: Moja autobiografia z ŚM xD

Heh. Bardzo ciekawe. Podoba mi się moment początku w pierwszej części gdy niby lata a niby nie ;D
Dziękuje Ci za drugą część :D Normalnie mi humor nawet poprawiła ;D
Pisz, Pisz :D
Tylko zwracaj uwagę na literówki

Po niewypale urodzinowego przyjęcia Avea wrócił do siebie. Ujrzała swe prezenty u wezgłowia  łóżka.
Sama i bezgłowia :D

Offline

 
© 2010 Dyrekcja Triadicy- Twojej Szkoły Magii. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
http://noticiaboa.online Na Firmycz najdete firem v kategorii VĂ˝roba Reklama na pojazdach Kraków www.laweta.biz.pl www.transport-zwlok.com.pl